piątek, 13 maja 2016

I, Daniel Blake - recenzja


W swoim nowym filmie, Ken Loach opowiada o brytyjskim systemie socjalnym. Główny bohater, Daniel Blake (znakomity Dave Johns), po niedawno przebytym zawale nie jest w stanie wrócić do pracy. Składa więc wniosek o zasiłek. Biurokratyczny system praktycznie od razu zaczyna ciskać kłody pod nogi bohatera. Skomplikowane procedury wymagające obycia z komputerem i internetem są poważną przeszkodą dla starszego dżentelmena, który potrafiłby samodzielnie złożyć stół, ale wypełnienie internetowego formularza jest już zadaniem ponad siły.

O bezduszny system odbija się również bohaterka grana przez Hayley Squires. Samotna matka dwójki dzieci przeprowadziła się niedawno do Newcastle z Londynu, nie zna tam nikogo i nie ma grosza przy duszy. Żeby nakarmić dzieci i porządnie je ubrać musi sobie odejmować od ust, zdesperowana zaczyna w końcu (nieudolnie) kraść i dokonywać kolejnych przygnębiających wyborów życiowych. Drogi bohaterów krzyżują się dość szybko i zaczynają pomagać sobie w walce o lepszą przyszłość.

Loach zaczyna swój film od lekkiej tonacji, z humorem portretuje głównego bohatera nie potrafiącego poradzić sobie z nową życiową sytuacją i z sympatią - choć nie bez delikatnych szpil – pokazuje przy okazji brytyjską rzeczywistość. Wtedy jego film jest najlepszy, bo w lekki sposób i z wdziękiem pokazuje codzienne ludzkie problemy oraz wycinek z życia w Anglii. Im bliżej końca, tym poważniejsza robi się sytuacja, humor zaczyna zanikać, a ton reżysera zaczyna się robić nieznośnie mentorski i dydaktyczny. W finale już nawet tego nie maskuje i dosłownie wypowiada do kamery jaką lekcję powinniśmy wyciągnąć z tej historii.

Problem w tym, że odbiorcę nieznającego brytyjskich realiów z pierwszej ręki, dramatyczne losy bohaterów, którzy zostają przeżuci i wypluci przez bezduszny system socjalny, mogą nabrać i złapać za serce. Osoba, która jednak przeżyła tam trochę czasu i miała kontakt z różnymi ludźmi, spojrzy na historię sceptycznym okiem, bo przypomni sobie dziesiątki zasłyszanych historii o potrzebujących, którym system rzeczywiście pomógł, nie odbili się od pozbawionych serc urzędników, otrzymali od nich wsparcie i poradę. Oczywiście rozumiem, że tak jak można przytoczyć szereg przykładów świadczących o niesłuszności tez stawianych przez Loacha, tak znalazłoby się pewnie wiele przykładów potwierdzających jego diagnozy, ale twórca stawia dość kategoryczną opinię i nie sugeruje nawet, że nie opisuje ona całego systemu. Nie jest to uczciwe podejście.

Nie jest to jednak zły film. Loach ma talent do zajmującego opowiadania o losach zwykłych ludzi. Dave Johns jest genialny od pierwszej sceny i takim pozostaje do samego końca. Jest sercem filmu, cały czas wywołując uśmiech na twarzy odbiorcy, czasem wystarczy jedno jego spojrzenie, grymas na twarzy albo krótki cięty komentarz żeby rozbawić widza. Jego interakcje z otoczeniem są wystarczającym powodem do obejrzenia filmu.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz